Przy tym stole
Przy tym stole
niewiele by było mi trzeba
by tylko ktoś na mnie czekał
z kubkiem zsiadłego mleka
z kromką chleba
I żeby kwitnąca gałąź
jabłoni wiśni czy gruszy
odemknęła okna
z wdziękiem i pięknem
że stół by się poruszył
I by się wypełniło
całe mieszkanie kwieciem
a ja bym podsunął jej krzesło
jak trzeba kobiecie
Nie ma stołu
nie ma kwiatów
chleba ani mleka
a
Gdy mnie nie ma
nie ma po co
komuś na mnie czekać
Jeśli
Jesteś dziecię
dopóki dostrzegasz
motylka na kwiecie
dopóki pieska
po łebku czule głaszczesz
i za barwnym ptaszkiem
masz chęć na drzewo się wspiąć
penetrować chaszcze
Jeśli swą siwą już głowę
na kwietnej łące składasz
i laską drzewko
podpierasz złamane
to i w starości
dzieciństwo będzie ci dane
Jeśli o Ojczyźnie myślisz
na niebo patrząc
włoskie greckie
i łzę tęsknoty ronisz
To jesteś
wciąż jesteś dzieckiem
Nigdy beze mnie
Gdy Cię znów zauroczy wiosna
gdy i w Tobie będzie wiosennie
nie oddalaj się ku motylom
a już nigdy, nigdy beze mnie
Rozśpiewana porwie Cię jabłoń
bielą kwiatów oślepi grusza
Ty się nigdy, nigdy beze mnie
do ich woni nawet nie ruszaj
Kwitnie ptak, śpiewem wiosnę kreśli
sobie tylko wiadomym znakiem
a Ty nawet mnie nie poznajesz
jak ćma w ogień lecisz za ptakiem
Minie wiosna i nasze ślady
wiatrem trawy zaraz zarosną
tylko ja, taki sam co zawsze
cały rok, tylko Twoją wiosną
Niewiersze
Niewierszem piszę
siewem wielkiego lasu
z maleńkich szyszek
Stawiam swoje nierymy
wierzchołkiem drzewa
pędzelkiem piszę trzciny
na jedwabiu nieba
Odbijam swe niepisanie
w kałuż lusterkach
a każda zmarszczka
pamięcią jak pieczęcią
brzozy sosny i świerka
Są we mnie rozpalone
do czerwoności sosny
ale i tylko rudy
w trawie wyczochrany
rudy lisa kosmyk
Bogu dziękuję
za moje wędrówki piesze
za wszystkie i żadne
z nich moje
niewiersze
A u mnie
A u mnie
cały rok jest Boże Narodzenie
i nigdy
nie przestaję ubierać choinki
w świecidełka
albo ze mchu podniesione
ptasiolęgowe skrzynki
I cały rok we mnie
śnieg pada gwiazdeczkami
mgły
dmuchawców puchem
i gdy gęsi stada
przedwiosennym
jesiennym
gnają podmuchem
I cały rok kolęd
nie przestaję
słuchać nucić
aby się zawsze weselić
i nigdy smucić
I zawsze
pod rozkwieconych łąk obrusem
znajdę sianko
z maleńkim Jezusem
A GDYBY TAK MGŁY NAZRYWAĆ
A gdyby tak mgły nazrywać
jej kwiatów zebrać naręcze
choćby i z mgły najmniejszy
rozmgławicony pęczek
Gdyby ten mgielny bukiet
jej się miłośnie dało
z tym delikatnym puchem
z jego poświatą białą
Może by popłynęła
rosa wzruszenia: łza
a może i lęk, że jestem
rozproszony
niestały.
jak ta mgła…
NA EPIDEMIĘ
Wszystko jak zawsze
i żadna trwoga
i żadna groza
Te same drzewa
modrzew i brzoza
klony te same
świerki topole
i kasztanowce
i ten sam łabędź
po wodzie pływa
z drugim żaglowcem
żaby się zaraz
zbudzą te same
trawy znów będą
mniszkiem usłane
Tylko się ludzie pochowali
najwięksi z wielkich
a tacy mali…
WYBACZ MI MAMO
Wybacz mi Mamo
tyle mi dałaś
tyle mi dano
przepadło
dręczą uczynki podłe
nie spotkamy się w niebie Mamo
wybacz mi wybacz
że Ciebie zawiodłem
Jeden za drugim Mamo
od Ciebie przekaz
że tam gdzieś jesteś
że na mnie czekasz
Wędrująca plamka na ścianie
zastygła na Twoim zdjęciu
łkanie
z wnętrza zaciśniętych palców
pięciu
zatroskany Twój głos
z pustego zeszytu
Mamo moja Mamo
przytul mnie
przytul
Na powrót mnie Mamo
dzieckiem uczyń
swoimi bożym
a dobędzie święty Piotr
któryś z żurawich kluczy
i przed nami znów razem
Niebo otworzy
PÓJDŹ W LAS
Pójdź w las
tam kawior leśny
jagody jak winogrona
i ptak zielonopieśny
i wiatr
co dmie w koronach
Pójdź w las poszukaj
drobiu wśród
ptactwa gąsek i kurek
Tego co wszystko to objął
I niesie
ze sobą w Górę
KURKO…
Kurko zielonopiórko
słońce dla ciebie
po grzędę złote
i całe podwórko
i liszka pod płotem
kurzym wzrokiem dojrzana
z samego rana
i figlarny dla ciebie
kurko zielononóżko
calutki dzionek
pod muszką
Kurko zielonooka
chcę poznać twą istotę
jak to jest
że w zielonych wciąż latasz obłokach
w zielonych fruwasz chmurach
a jesteś nielotem
Odgdakaj mi na to pytanie
kurko zielonopióra
I czy to prawda
czy tylko bajka
w zieleń zaklęta
że na przedwiośniu
zielone znosisz jajka
a z nich wykluwają się
pąki jak pisklęta
a później jest
z nich lato
jak wielka zielona kwoka
Więc jak to jest
z tobą kurko zielonopiórko
kurko zielononóżko
kurko zielonooka
POEZJA MIEJSKIEGO ŚWITU
Ze świtem duch jeszcze śpi w narodzie
dwa jadą auta na krzyż
jeden idzie przechodzień
kot na wróbla czatuje w krzakach
ślad na chodniku błyszczy
ośliniony przez ślimaka
jedna sroka lękliwie łypie na boki
chleb z dziobu jej wypadł
już o chleb się biją sroki
Mijam przecznice
omijam kałuże
jeszcze bym pozostał
w tym świcie na dłużej
już go mam przytrzymać
już zbieram się do chwytu
a tu pyk
i nie ma świtu
PISZĘ
tyle igieł liści
tyle tyle grzybów
ważek motyli
tyle jednego jedynego ptaka
przenikającego na wskroś
tyle nartników
piszących wiersze
na płynnej ciszy
tyle tyle mrówek
kąsających uwagami
by im nie stawać na drodze
tyle zielonych tuneli
ze światełkiem na końcu
do którego wcale się nie chce
tyle czułych szeptów
i puszystych baśni
oddalając się
jeszcze za sobą ciągnę
smugę mgły zielonej
której nie rozproszą ludzie
nie rozjeżdżą samochody
o pisanie mnie nie proście
i tak nieustannie
wyściełam nim swój fotel
wypełniam nim swą pościel
znajduję pośród szyszek
piszę
PISZ
może ktoś czeka
ktoś jeden
albo może
i pół człowieka
może połową wiersza
jedną frazą
jednym słowem
postawisz boski znaczek
i ktoś się może wzruszy
i może ktoś zapłacze
O AMEN
Z góry z dołu
z lewej z prawej
ptak krzyczał
ptak furkał
sfrunął owad z nieba w trawę
przebiegła wiewiórka
A ja
jakiś niewymodlony
nie do końca amen
a modlitwy moje
beze mnie jakby
sobie same
Niedowidzę niedowierzę
sypię pacierz za pacierzem
jak groszem
ale dziękuję tylko
o nic nie proszę
Naprawdę o nic
nawet i o najlepszych
na świecie wierszy
tysiąc stronnic
Moja jedyna
do Ciebie Boże prośba
prośba i lament
o wymodlenie Cię proszę
o amen
JEST MOIM MARZENIEM…
Jest moim marzeniem
spełnianie twoich marzeń
jest moim pragnieniem
spełnianie twoich pragnień
w szary dzień bez ciebie
jest mi jeszcze szarzej
zapadam się zapadam
zapadam
i osiadam na dnie
Co drugi oddech bym oddał
i puls bym oddał co drugi
na wiatr
wypuściłbym wieczne pióra
w ogień bym farby sztalugi
oddałbym imię nazwisko
i datę urodzenia
oddałbym wszystko wszystko
i tak bez ciebie mnie nie ma
nie ma
CZY PAMIĘTA NASZA DROGA
Czy pamięta nasza droga
czy pamięta
choćby w jakichś już zwietrzałych
lasu szczętach
w prochu szyszki
w pyle drogi
w skręcie łyka
że się między
między nami
las zamykał
I odgrodził się gęstwiną
nieprzebytą
aż załkały łąki rosą
w polu żyto
zaszumiała
w poprzek drogi
sosna ścięta
czy pamięta
nasza droga
czy pamięta…
SERCE DZWONU
A gdy umilkną dzwony
i od gwiaździstych sklepień
odbije się rozpaczliwe echo
i gdy ostatnie organów tony
przyniosą zgon
piszczałkom i miechom
średniowieczne katedry
do małych kapliczek
skurczą się w bólu
Ale i tak nie zgaśnie
i nie zamilknie
wieczne światełko
gorejące serce
w tabernaculum
CYK CYK CYK
Pomiędzy jawą a snami
zbierała carne jezyny
dziewcynka z warkocykami
Do ust wkładała jedną
a drugą do kosyka
a świersc jak stary zegar
cyk cyk, cyk cyk
tak cykał
Takie smacne owoce
najlepse gdzie najcerniej
wplątały się warkoce
w kłujące jezyn ciernie
Samoce się dziewcynka
wplątana w jezyn wnyki
jak tu złote z tej cerni
uwolnić warkocyki
Dziewcynka psestrasona
strach w ocach i panika
a na to świersc z bliziutka
cyk cyk cyk cyk
Zacykał
Uwiez, to nie mamidła
uwolnię warkocyki
nozyce mam w swych sksydłach
wystarcą mi tsy cyki
Cyk cyk cyk
I znikł
SKRZENIE
Poza nocą poza nami
nie było nikogo
psy tylko wyczuły
że Nikt
że Nic
idzie drogą
Nikt niczego nie widział
i nikogo nikt nie znał
tylko noc była
śnieżynkami gwiezdna
Skrzył się śnieg
skrzył gwiazdami
gwiazdy skrzyły się śniegiem
Syriusz skrzył się do Alfy
Procjon błyskał na Wegę
I było skrzenie bez granic
też na Nikogo
i też na Nic
KUKUŁKA
A na wiosnę
znów pojedziemy w to miejsce
gdzie kuka kukułka
gdzie drzewo
o drzewo się ściera
i skrzypi
jak skrzecząca sójka
gdzie ptak przeleci motylem
a motyl wzleci ptakiem
gdzie wszystko będzie jak wtedy
nie inne nie inaczej
właśnie takie
MOWA TRAWA
opowiadają trawy
w którą zając pognał stronę
gdzie bocian gdzie skowronek
który kwiat dziś co powiedział
a te z leśnej polany
wilka wspominają
rysia i niedźwiedzia
opowiadają
jak daleko sprężyk doleciał
i gdzie dziś robota krecia
i jaki skąd czego posiew
wiatr niesie
opowiadają i o kosmosie
a te ze skraju boru
że rój widziały nocą
nie pszczół a meteorów
jeden po drugim smugami latał
jakby Bóg malował
trawę wszechświata
a nieopodal
tysiąc tępych ludzkich żylet
równają trawę z ziemią
by do pięt im nie dorosła
ani o milimetr
mgła poranna rosę roni
strzyże trawę pasikonik
zarośnięte trawą drogi
szepcze trawa
pośród mogił
MOŻE JESZCZE
Może jeszcze warto czekać
na to co już było
może jeszcze na człowieka
czeka jakaś miłość
Może wśliźnie się pod kołdrę
przez sen choćby przemknie
i otworzy oczy modre
że znów będzie pięknie
Księżycowy srebrny loczek
na twarzy położy
w samo serce połaskocze
pozdrowieniem bożym
Może zszyje co porwane
niedotkane dotka
może jeszcze tuż przed ranem
coś człowieka spotka
KOCHAM CIĘ
Kocham Cię
śliczna moja
wesoła i smętna
za to Cię kocham
że oczu od Ciebie nie mogę oderwać
moja piękna
Za Twoja niezłomność Cię kocham
i za poetów których kochasz
za to że jesteś w mych lasach
na łąkach na polanach
moja kochana
I za to Cię kocham
że jesteś w świątyniach kapliczkach
w ludziach i prochach
za to wszystko i za wiele wiele więcej
Cię Polsko kocham
JESZCZE BĘDZIE SMUTNO
eszcze będzie smutno
przesmutno najsmuciej
jeszcze los na takiej
załka kiedyś nucie
że jednemu z nas dwojga
przestanie być pięknie
A wówczas
wówczas
serce pęknie
i drugie
I będziemy już zawsze razem
nad Biebrzą nad Bugiem
nad morzem nad Narwią
na każdej naszej trasie
W jednym miejscu
w jednym czasie
JA i DROGA
Nie będą mnie obchodzić
żadni ludzie i przedmioty żadne
tak będę iść długo daleko
aż upadnę
Nie będę myślał o niczym
nie będę myślał o nikim
a gdy coś zakrzyczy
przekrzyczę ciszą
te krzyki
A gdy horyzont będzie
tuż przede mną
ja i droga
będziemy jedno
A za mną czarna noc
przede mną poranna zorza
a ja
ja będę szedł prosto
będę skręcał
będę rozdrożał
JAK TO OPISAĆ
Co warte pisanie
jak to opisać
Krajobraz powłóczysty
ledwo w zarysach
przy drodze
kilka lip i jarzębin
i kapliczka w głębi
w niej baba w chuście
dziad z długą brodą
nad świętą wodą
z ikoną i świecą
A dzień już w lesie
a mgła już w łące
ostatnie ptaki lecą
posiany w niebie mak
Jak to opisać
Jak to
Jak
NIE ZERWĘ
Jawę jak sen
Ci opiszę
Rósł ten
między chodnikiem
a murem smętarza
pierwszy przedwiośnia
mniszek
Chciałem go ofiarować Tobie
dla Ciebie go zerwać
na Święto Kobiet
Już już w mojej ręce
kwiatu łodyżka
lecz puls wyczułem
błaganie
lekarskiego mniszka
Wyczułem przestrach
w oddechu przerwę
mniszka
Już wiedziałem
dla Ciebie nie zerwę
mniejszego braciszka
Miłość mam w sobie i ciszę
serce dla Ciebie przedwiośne
Niech i dla Ciebie mniszek
pomiędzy smętarzem a drogą
sobie rośnie
NIE CHODZI O TO…
Bo tu wcale nie chodzi o to
nie chodzi o to
że żubr, że puszcza
że mchawo, zielono, złoto
że biało, puszyście
igły, liście
drzewa powalone
grzyby, uroczyska
że dęby, świerki, brzozy omszone
graby, olchy, jesiony i klony…
Zobaczysz to wszystko
na ścieżkach wyznaczonych
ktoś gdzieś statystykę kleci
jesteś w niej numerem
np. dwa tysiące trzecim
Nie chodzi o zwyczajny podziw
o tchnienie puszczy chodzi
poprzez jej śmierć
do jej narodzin
Gdy twoje i puszczy istnienia się splotą
niczego nie rozumiejąc
zrozumiesz
I o to tylko chodzi
tylko o to
ZASTYGŁ LAS
Jeszcze cień nie zdążył się zwinąć
w rulon kory, w owal nory lisiej
jeszcze trawa ciekła wilczą śliną
promień słońca, choć już przepadł, tlił się
Jeszcze zapach nie zdążył się wśliznąć
w sam dech lasu i w tajemni głębię
ruch się jeszcze nie zasklepił blizną
drżał listeczkiem na brzozie i dębie
Ptak nie zdążył jeszcze zamknąć dzioba
grzyb odnaleźć więcej miejsca w runie
dudek sobie samemu spodobać
pająk brzdęknąć komarem na strunie
Jeszcze we mchu, zdumiona stonoga
nogi unieść nie zdążyła jednej
szpon bielika, jeszcze tkwił w ostrogach
zastygł słuch na sarniej straży przedniej
Gdy ja wszedłem, do tej swojej puszczy
w ten swój las, który na mnie czekał
z sosny płatek bursztynem się złuszczył
coś mnie tchnęło. To… boża powieka…
Rzecz niesłychana
Po zagrodach po pastwiskach
po sadach
pies ujadał
Bo stała się rzecz niesłychana
oto gdy świerszcze cykały pacierze
jaskółki nocy
nietoperze
grały z ćmami
kosmiczną chwilkę
księżycem w piłkę