ULOTNIA
Data wydania: 2013
Wydawnictwo: Wydawnictwo Adam Marszałek, Toruń
ISBN: 978-83-7780-689-0
Od autora:
Rozczaruje się tymi wierszami ten, kto będzie w nich szukał tego, co ukryte.
„Ukrycie” w tych utworach to niewysłowiona nazwa każdego miejsca, w którym doświadczyłem piękna i nieskończoności.
Kto lubi wiersze „z kluczem”, znajdzie w tym tomiku bardzo wiele kluczy, tyle że żurawich.
Rytm, rymy, wersy, zwrotki…
Bo wdech i wydech, bo puls, bo bicie serca, bo dzień i noc, bo wiosna, lato, jesień…, bo życie i śmierć.
Na końcu książeczki o moim wierszowaniu piszą: Elżbieta Morawiec, Anna Polony, Leszek Długosz i Jan Leończuk.
Jeśli komuś udało się spokojnie zasnąć z tą książeczką na piersi, warto mi pisać dalej…
Na okładce – mój obraz, wewnątrz książki – moje rysunki.
Zobacz recenzję Elżbiety Morawiec Arcana nr 108 XI-XII 2012 r. =>
„Ulotnia”
– w tym słowie tytule tomiku Janusza Andrzejczaka przegląda się sama istota jego poezji, filozofia autora, niezwykły język tych wierszy, czułość dla wszystkiego, co nas otacza. Andrzejczak, co tak dziś niemodne, jest wrażliwym łowcą natury, rozkochany w lasach, jeziorach, przepaścistych niebach nadrzecznych. Jest też łowcą tego, co bezpowrotne i ulotne właśnie – samego życia, jego urody, ale i jego dramatów. Ta poezja tyleż jest horacjańska, co franciszkańska z ducha. Niezwykle bogata w zapomniane słowa języka, wyrasta także pięknym drzewostanem słów niepowtarzalnych, własnych…
Elżbieta Morawiec
Książkę możesz nabyć w sklepie internetowym: http://lubimyczytac.pl/ksiazka/183314/ulotnia
Poezja w Dwójce przed północą – przedstawia Iwona Smolka,
wiersze: Janusza Andrzejczaka z tomiku: „ULOTNIA”… czyta – Andrzej Ferenc:
Świeca
Oślepia mnie blask świecy
świetlik mi oczy zmruża
pełnia w kałuży świeci
oślepia mnie kałuża
Żar z papierosa ślepi
i kir co mgły się czepia
nie będzie już nic lepiej
dlatego mrużę ślepia
I tylko jedna jasność
bez bólu mknie w źrenice
gdy płoną gdzie mi zasnąć
cmentarne ciche znicze
Oślepia mnie blask świecy
Zasuszony motyl
Zasuszony motyl z obłoków się zsunął
na zimowy ogród na styczniowe runo
na zeschłe się osunął trawy i badyle
od szronu się odbił prawie że motylem
Lecz nawet stokrotki nie drgnęły pod śniegiem
ni kret ani myszka bo znają ars lege
tylko ja poruszony nie przyjmując prawa
podniosłem motyla bo żywym się zdawał
I tchnąłem weń chmurką obłok ciepłej pary
aż oka pawiego pojawił się zarys
w nim lata kwietnego zamrugała pamięć
a sekundę później porwała go zamieć
Zasuszony motyl z obłoków się zsunął