Lecą liście i igliwie
Lecą liście i igliwie
cóż tak krzyczy przeraźliiiwie
Gdy mój krok za miastem leśniał
i pod skrzydła brała kania*
na mej drodze w środku września
ku jesieni czas się słaniał
Oprócz ptaka ani głosu
tylko szmer i szum leśności
w kopcu mchu pod kępą wrzosu
spoczywały czyjeś kości
Nie mógł ktoś zaprzestać konać
ktoś nie kończył wciąż zabijać
przenikliwie brzmiało w stronach
tija tija tija tija
A poszedłem po niepamięć
a tu zew tak tchnący skargą
znikąd mgła całunów zamieć
biel z czerwienią naszym wargom
Wnykiem coś mój krok spętało
założyło na mnie pęta
krzyczy kania skrzypi gałąź
nie da rady nie pamiętać
Lecą liście i igliwie
boli pamięć przeraźliiiwie
Janusz Andrzejczak