GABINET Z RÓŻANEGO DREWNA
(fragment pisanej książki)
Podobnie jak większość ludzi na świecie, nie pamiętam swego wczesnego dzieciństwa. Zapamiętałem zaledwie kilka epizodów, mgnień raczej, bez absolutnej pewności, że wydarzyło się to naprawdę, że nie są to utrwalone przez pamięć na przykład relacje rodziców.
Najdawniejsze więc, moje „zapamiętane” dzieje dotyczą czasów pierwszego mieszkania. Miałem wówczas nie więcej niż trzy lata. Czy to możliwe by dwu, trzylatek cokolwiek mógł trwale zarejestrować w pamięci? Sam nie wiem… Tak czy owak niby „pamiętam” babcię od strony ojca. Nie umiem nawet powiedzieć jak wyglądała, co wówczas robiła, czy coś mówiła, ale był i jest we mnie jakiś jej ślad, jakaś mgiełka, poświata pamięci, ślad kogoś, kto istniał naprawdę, ale jedynym na to dowodem jest tablica na cmentarzu.
Moja starsza o kilka lat kuzynka mieszkała w tym lokalu na tyle dłużej, że nie tylko pamięta babcię, ale i zmarłego kilka lat wcześniej dziadka. Mieszkali oni, jak się okazuje – w trzecim pokoju, na końcu 14 metrowego korytarza. Pamiętam, że był on zawsze „zamknięty” wiszącą kotarą. Choć przecież jako dziecko nieskończenie wiele razy jeszcze bywałem w dawnym mieszkaniu, nie miałem pojęcia o jego istnieniu. Kuzynka wspomina, że w tym tajemniczym pokoju były meble z różanego drewna. Gdy ktoś uchylił, albo tylko potrząsnął ową kotarą, owiewał go zapach róż. Gdy któreś z dziadków otwierało drzwi do swego pokoju, zapach róż wypełniał całe mieszkanie…
Przesiąknąłem więc zapachem sosnowej żywicy i róż…