Anioły
Anioły – grzegorz błachowski
NIGDY jeszcze nie umieszczałem cudzego wiersza na swojej stronie. Z zasady. Teraz, ten jedyny raz, tę zasadę łamię, na pewno po raz pierwszy i ostatni raz. Czynię to dla Grzesia: leśnego łazęgi jak ja, dla jego wiersza. On i jego wiersz, są tego warci. Mój leśny Przyjaciel, nazywa się Grzegorz Błachowski. Poznałem go niespełna miesiąc temu w Białymstoku, na moim spotkaniu autorskim. Takich ludzi spotyka się może raz w życiu. To nie to, że odtąd będziemy już się włóczyć razem (ani on, ani ja, byśmy tego nie chcieli), ale dobrze jest nam pomyśleć, że gdzieś tam, łazi ktoś tak do mnie podobny i że na pewno, za całkiem niedługo, będą nas obłaziły mrówki, kłuć komary, a my, nie zważając na to, nie będziemy się mogli nagadać.
Janusz Andrzejczak
Anioły
Przypływasz na wyspie, o której nic nie wiem,
trzymasz się wiatru i rządzisz burzami,
masz w oku mocny fiolet iskierki pewności,
drżysz nocą w lesie – nie wiadomo skąd to.
Nie powiem teraz z całym przekonaniem,
że z wzajemnością wypuszczam anioła,
by jeden i drugi gadali jak stróże,
bo bardziej sam jestem strażnikiem dla siebie.
Mój zajrzał Ci w oczy i rozjaśnia błękit,
to co się mieści i poza obwódką,
co promienieje we wnętrzu i pyta,
co skrą pozwala patrzeć sprytnie w oczy.
Strzepując skrzydła chcą się porozumieć.
Patrzą ciekawie przez prawe ramiona
z uśmiechem, troską ale i bacznością,
żeby ten błękit był w pełni wzajemny.
Grzegorz Błachowski